Łukasz Wójcicki
Przekonanie, że istnienie kultury gwałtu jest histerią przewrażliwionych, pozbawionych poczucia humoru feministek, jest typowym przejawem myślenia osób wytrenowanych na sterydach patriarchatu. Sterydach o tyle niebezpiecznych, że aplikowanych nam bez naszej wiedzy już w kaszce z mlekiem.
Kultura gwałtu, wbrew wyobrażeniu wielu osób, to nie jakaś subkultura, w której bandy nabuzowanych kolesi, grasując po wsiach i miastach, napadają kobiety i dziewczyny, gwałcąc je w ciemnych uliczkach.
Kultura gwałtu to społeczne przyzwolenie na przemoc seksualną, stosowaną najczęściej przez mężczyzn w stosunku do kobiet. I nie w ciemnych załukach, ale w domach czy w pracy. W miejscach, gdzie hierarchia i relacja władzy zmusza je do milczenia i biernej akceptacji. A kultura gwałtu im „podpowiada”, że muszą nieść swój krzyż, że tak to już jest. Kultura gwałtu to niebezpieczne zjawisko przekraczania intymnych granic człowieka pod pretekstem zabawy i/lub zwyczaju. Przemoc seksualna zostaje tu przystrojona maską gry towarzyskiej i girlandami obyczajów, aby chronić jej sprawców – najczęściej mężczyzn – przed konsekwencjami i odpowiedzialnością za krzywdę wyrządzaną drugiej osobie (najczęściej kobiecie, cis lub trans).
Kultura gwałtu to przymykanie oka na sprawców przemocy seksualnej („a bo on taki nerwowy/zwariowany/wyluzowany jest”). Kultura gwałtu, to przerzucanie odpowiedzialności za przestępstwo przemocy seksualnej z osoby stosującej przemoc, na osobę jej doświadczającą. To pobłażliwość sądów w stosunku do sprawców przemocy seksualnej. Przepustkę do takiego postępowania daje nam seksistowskie wychowanie kobiet i mężczyzn: kobiety bagatelizują a mężczyźni wykorzystują ten stan, przy czym obie grupy są niewolnikami tego samego patriarchalnego systemu, który kobietom nakazuje uległość, a mężczyznom dominację. Każde wyłamanie się z tego schematu przypłacamy brakiem społecznej akceptacji, upokorzeniami i skierowaną w nas mową nienawiści.
Kobiety, uczone od dziecka podporządkowania mężczyźnie, nie zawsze wiedzą, że mogą reagować i sprzeciwiać się ohydnym, krzywdzącym obyczajom i pozornie neutralnym zachowaniom (jak klepnięcie w tyłek, złapanie za włosy, itp.). Najważniejsze jest poczucie naszego bezpieczeństwa; tradycja i zwyczaj nie mają tu nic do gadania. Jeśli się nie znamy, albo znamy słabo, oczekuję od ciebie, że zanim przekroczysz moje granice (nieważne, czy to będzie stanie obok siebie w bezpośredniej bliskości, dotknięcie mojego ramienia czy przytulenie się), to zapytasz, czy możesz. Wtedy dajesz mi poczucie bezpieczeństwa i kontroli sytuacji, w której mogę poczuć się niepewnie.
O takie poczucie bezpieczeństwa i wolność zabiegam, dlatego idę w Marszu Nieprzyzwolenia w Warszawie 10.10 o 20.00. Start pod Kolumną Zygmunta!